Nie zawsze mam czas i odpowiednie fundusze, aby wybrać się w daleką podróż i odkrywać to, czego jeszcze nie widziałem. Niekiedy jednak szczęśliwie docieram do miejsc i widoków, które są dla mnie równie emocjonującym, dostarczającym wielu niezapomnianych przeżyć odkryciem. Miejsc, które są bodźcem do rozmyślań i próbą odpowiedzi na pytania, które w codziennym życiu umykają naszej uwadze.
Jednym z takich miejsc są ruiny kościoła św. Marcina w Gryżynie.
Ruiny wszędzie i pod każdą szerokością geograficzną wywołują przemyślenia na temat przemijania życia, nietrwałości stworzonych przez człowieka budowli. Wyobraźnia zaczyna przywoływać czasy świetności tego miejsca oraz tego co kiedyś działo się w tych murach i okolicy.
Wszystko byłoby w granicach normalnych doznań, wyobrażeń właściwych dla tych, którzy zetknęli się z reliktami przeszłości. Również moje spotkanie z ruinami przebiegało w standardowy, przewidywalny sposób.
Tak było do momentu, w którym zauważyłem pozostawione przez mieszkańców figurki i obrazy. Trzeba dodać, że jak w większości ruin, kościół św. Marcina pozbawiony jest sklepienia. Nie znam się na architekturze tamtego okresu (XIII w.), być może zadaszenie było drewniane i z biegiem lat uległo naturalnemu zniszczeniu.
W miejscu gdzie był kiedyś ołtarz pozostawiono przyniesione przez okolicznych mieszkańców drobne przedmioty kultu religijnego. Figurki i obrazki, zwane przez wierzących „świętymi”, niejednokrotnie w ten sposób uratowane przed spaleniem, wyniesieniem na strych, czy wyrzuceniem na śmietnik. W świadomości ludzi, dla których wiara jest w życiu ważna, wyrzucenie obrazu, czy figury sakralnej na śmietnik jest równoznaczne ze świętokradztwem. Wszystkie te przedmioty miały lata świetności za sobą, nie nadawały się do pełnego wspaniałych obrazów pobliskiego kościoła.
Zbiór tych niechcianych już, oddanych wiatrom, deszczom, śniegom, mrozowi przedmiotów mam cały czas w myślach. Przedmiotów, w jakiś sposób pięknych. Pięknych poprzez swoja historię. Pięknych dlatego, że mimo swojej ułomności, spękaniom, plamom i nawet brzydocie nadal służą czemuś wyższemu. Dla wierzących wzbudzają przeżycia religijne. Dla innych, może nawet bliższe i głębsze, przeżycie sacrum. Przeczucie czegoś czego nie widać, co trudno wyrazić, co trudno sobie wyobrazić, a co istnieje ukryte i najczęściej nieuświadomione w każdym z nas.
Zastanawiam się, czy bogato wyposażone arcydzieła architektury sakralnej zmuszając człowieka do ich podziwiania, nie stają się przeszkodą do głębszego duchowego przeżycia.
Kliknij tutaj aby przenieść się do spisu treści bloga
Copyright © Kazimierz Ratajczak